środa, 9 sierpnia 2017

WYWIAD: Polskie kluby w europejskich pucharach

Jak narodził się pomysł stworzenia książki o polskich klubach w pucharach?
Grzegorz Ignatowski: Zaczęło się od pomysłu Rafała Pawlety, który napisał, że marzy mu się książka o polskich klubach w europejskich pucharach. Odpowiedziałem "To ją napiszmy". Opracowaliśmy plan, podzieliliśmy się zadaniami i wraz z całą ekipą portalu Retro Futbol zaczęliśmy nad tym pracować. Szybko porozumieliśmy się z wydawnictwem Sendsport, któremu bardzo spodobał się nasz projekt. Później dowiedzieliśmy się, że koledzy z OSHiSPN Andrzej Potocki i Mariusz Świerczyński mieli podobny pomysł. Spotkaliśmy się więc z Mariuszem i doszliśmy do wniosku, że powinniśmy połączyć siły.
Oni wnieśli coś, czego sami nie bylibyśmy w stanie uzyskać, ponieważ posiadali własną bazę danych, do której zbierali informacje przez wiele lat, a w celu uzyskania wiarygodnych danych nawiązali współpracę z futbolowymi maniakami z wielu europejskich krajów. Należy jednak napisać w tym miejscu, że Polskie kluby w europejskich pucharach to praca zbiorowa. Wiele osób wniosło do tej książki swoją cegiełkę, jedni mniejszą, drudzy większą, ale całkiem możliwe, że bez entuzjazmu tych wszystkich osób skończyłoby się na samym pomyśle.
Do jakich niespodziewanych faktów dotarł Pan pracując nad książką?
Okazało się, że wiele źródeł podaje nieprawidłową datę pierwszego meczu polskiej drużyny w europejskich pucharach. To spotkanie odbyło się 20 września, choć niektórzy błędnie podają datę 21 września. Takich faktów jest więcej, ale chyba ten najdobitniej pokazuje, że wszystkie informacje musieliśmy weryfikować.

Które odkrycie było największym zaskoczeniem?
Najciekawsze i chyba najbardziej zaskakujące były odkrycia związane z podróżami. Długo nie mogłem uwierzyć, że piłkarze pewnego klubu polecieli na mecz samolotem, który zdaniem samych zawodników mógł wcześniej służyć jako bombowiec. Rozmawiałem z wieloma ludźmi na ten temat i wszyscy to potwierdzali. Dostałem nawet skan artykułu, który został opublikowany w portugalskiej prasie, mówiących o polskich bombardierach w Lizbonie. Później się okazało, że to nie była żadna sensacja, bo inne kluby latały podobnymi maszynami.
Co przy pisaniu książki sprawiało Panu największe trudności? 
Samo pisanie książki jest ogromnym wyzwaniem, ale jeśli do tego ktoś ma rodzinę i pracuje zawodowo, to momentami wydaje się, że jest to zadanie ponad siły. Dla mnie najtrudniejsze było pogodzenie tych wszystkich obowiązków. Jednak każda z osób, które dołożyły swoje trzy grosze mogą wskazać coś innego. Pracowaliśmy nad tą książką dwa lata i szczerze mówiąc... pracowalibyśmy dalej, bo wciąż docieraliśmy do nowych anegdot i kolejnych ciekawostek. W końcu trzeba było powiedzieć stop i zacząć pracę korektorską, ale po pewnym czasie spotkałem się z Janem Banasiem, który opowiedział mi kapitalną anegdotę. Musieliśmy ją umieścić. Podejrzewam, że dla wielu osób, pracujących nad tą książką największą trudnością były właśnie te niekończące się spotkania z byłymi piłkarzami. Mówiłem wszystkim, że to już na pewno ostatni wywiad, a potem wybierałem kolejny numer telefonu i umawiałem się na jeszcze jedno spotkanie.
Na pewno korzystał Pan z opracowań innych autorów, która z książek okazała się najbardziej pomocna? 
Nie potrafię wymienić jednej. Nie mogę jednak pominąć książki Marka Wawrzynowskiego Wielki Widzew. Nie dość, że jest tam bardzo dużo faktów o meczach pucharowych, to jeszcze, a może przede wszystkim, jest to kapitalna książka. Muszę też wymienić chyba najlepszą klubową monografię, jaką miałem okazję czytać, czyli Monografię GKS Katowice Tomasza Pikula. Korzystaliśmy też z mniej znanych pozycji, jak GKS (wice) mistrzem jest Piotra Zawadzkiego, Odra Opole Antoniego Piechniczka Sebastiana Bergiela, czy nawet z biografii Wojciecha Górskiego autorstwa Macieja Matwieja. Wiele wniosły też książki Legia Warszawa w europejskich pucharach Kamila Wójkowskiego, Lech w europejskich pucharach Jana Rędziocha, oraz Śląsk w europejskich pucharach i Wisła w europejskich pucharach Jarosława Tomczyka. Nie mogę też nie wspomnieć o pozycji Futbol po szczecińsku Wojciecha Parady czy o monografii Arki Gdynia Macieja Witczaka. Najważniejsze jest jednak to, że wszystkie znalezione informacje staraliśmy się w jakiś sposób potwierdzić, a z tym było już nieco trudniej, bo piłkarze nie zawsze byli w nastroju, żeby opowiadać, jak kiedyś sprzedawali wódkę w Islandii...
Jaką książkę piłkarską wspomina Pan najlepiej i poleca kolegom?
Uwielbiam książki Jonathana Wilsona i to zarówno te, które ukazały się w Polsce, czyli Odwrócona Piramida i Bramkarz, czyli outsider, jak i te, które można dostać jedynie w wersji anglojęzycznej. Czekam niecierpliwie na polskie wydanie książki Angels with dirty faces, której jeszcze nie miałem okazji przeczytać. Wilson jest moim ulubionym autorem, ale nigdy nie czytałem nic lepszego niż Spalony Andrzeja Iwana i Krzysztofa Stanowskiego. A właściwie to słuchałem, bo po raz pierwszy poznałem tę książkę w formie audiobooka. Potrafiłem po powrocie z pracy nie wychodzić z samochodu przez pół godziny, bo wątek był tak ciekawy, że wlepiałem wzrok w radio samochodowe i słuchałem z takim zaciekawieniem, że świat nie istniał...
Co jest największym atutem Polskich klubów w europejskich pucharach?
To zależy czego czytelnik oczekuje. Maniacy statystyki docenią fakt, że podajemy wszystkie składy polskich zespołu oraz ich rywali. Fani anegdot też znajdą coś dla siebie. Największym atutem jest chyba jednak to, że nasza pozycja łączy cechy książki opisowej i statystycznej, a do tego zarówno dział opisowy jak i statystyczny nie ograniczyły się do zbierania informacji z prasy i z książek, lecz często uzyskiwali je bezpośrednio od uczestników pucharowych meczów.

Grzegorz Ignatowski, Andrzej Potocki, Mariusz Świerczyński
Polskie kluby w europejskich pucharach w księgarni Sendsport
??? strony
Wysokie Mazowieckie, 2017

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz